Pierwsza weekendowa niedziela października zawiała nas do Liwu - ostatniego (albo jednego z ostatnich) zamku województwa mazowieckiego, w którym mnie jeszcze nie było.
I... cóż... słabo... A nawet bardzo słabo... Ot mała rozpadająca się ruinka średniowiecznego zamku, z przytulonym doń barokowym dworkiem (dokładnie jego rekonstrukcją z 1. połowy XX wieku). Wszystko w stanie mocno wołającym o pilny remont.
Sytuację ratuje lekko muzeum-zbrojownia, ale nie zmienia to ogólnego odbioru tego miejsca.
A wygląda to tak:
Zahaczyliśmy jeszcze o położony kilka kilometrów dalej Węgrów, w którym... nie ma praktycznie nic ciekawego... No, może oprócz barokowego kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny oraz świętych: Piotra, Pawła, Andrzeja i Katarzyny (w randze bazyliki mniejszej). Podobno można tam zobaczyć lustro maga Twardowskiego, ale nie było nam to dane - świątynia ciągle pełna była rozmodlonych ludzi, między którymi ciężko było się przedostać w okolice zakrystii... A i zdjęć nie było dane zrobić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz